06.03.2011 Światowy Dzień Modlitwy

06.03.2011 Światowy Dzień Modlitwy

Ile macie chlebów? Tym pytaniem rozpoczeło się nabożeństwo z okazji Światowego Dnia Modlitwy. Tegoroczną liturgię przygotowały kobiety z Chile, a przedstawiły nam 12 pań z giżyckich parafi, rzymskokatolickich, grkokatolickich i ewangelickich. Kazanie wygłosiła mieszkająca w Polsce, a pochodząca z Niemiec Pani Krystyna Schultheiss. Pieśni uczył nas chór parafialny parafii ewangelickiej.

Tekst wygłoszonego kazania:
Łaska Pana naszego, Jezusa Chrystusa, miłość Boga Ojca i społeczność Ducha Świętego niech będzie z nami wszystkimi. Amen.
Bracia i siostry
„Ile macie chlebów?” – To pytanie, wyjęte z dzisiejszej lekcji Ewangelii, kobiety z Chile wybrały jako motto na tegoroczny Dzień Modlitwy. Odnoszą to pytanie do siebie, uświadamiając sobie, jak piękna i bogata jest przyroda w ich kraju, ile dobrego jest im dane. Również zapraszają nas, abyśmy się zastanawiali nad naszymi darami, tymi materialnymi i tymi niematerialnymi.
Słyszeliśmy trzy czytania z Biblii. Wspólnym elementem wszystkich tekstów jest chleb.
Chleb – to więcej niż pieczywo, to nawet więcej niż pokarm.
Chleb – to „wszystko, co do wyżywienia ciała i zaspokojenia jego potrzeb należy, jako to: pokarm, napój, odzienie, obuwie, dom, gospodarstwo, rola, bydło, pieniądze, mienie, pobożne małżeństwo, pobożne dzieci, pobożni domownicy, pobożna i wierna zwierzchność, dobry rząd, dobra pogoda, pokój, zdrowie, karność, uczciwość, dobrzy przyjaciele, wierni sąsiedzi i tym podobne”, tak pisze Luter w objaśnieniu do czwartej prośby modlitwy Ojcze nasz (Mały Katechizm)
Chleb – to też nasze dary i talenty. A jest ich tak dużo.
„Ile macie chlebów?” Tak Jezus pytał swoich uczniów w biblijnej historii o nakarmieniu pięciu tysięcy, zapisanej w szóstym rozdziale Ewangelii św. Marka, którą przed chwilą słyszeliśmy.
„I zeszli się apostołowie u Jezusa, i opowiedzieli mu wszystko, co uczynili i czego nauczali”(6,30). Tak zaczyna się nasz tekst. Uczniowie wracali z misji, na którą Jezus wcześniej ich posłał. Wiele tam przeżyli: wzywali ludzi do upamiętania, wyganiali demony, uzdrawiali chorych (6, 12-13). Teraz wrócili, pewnie zmęczeni, ale i pełni wrażeń. Nie mogli się doczekać, aż opowiedzą Jezusowi, co przeżywali, jak im poszło. Nie było tam jednak spokoju, ciągle przychodzili i odchodzili ludzie, było jak w ulu. Nie mieli nawet czasu, by coś zjeść.
Jezus troszczy się o tych, którzy Mu służą i zaleca im przerwę, ponieważ każdy uczeń Jezusa – zarówno wówczas jak i dzisiaj – potrzebuje czasu do wyciszenia, do społeczności z Bogiem. Bo jak chcemy czynić wolę Bożą, gdy nie znamy Jego słowa?!
Ewangelista pisze, że Jezus z apostołami, by znaleźć ciszę, pojechali łodzią na ustronne miejsce. Kiedy jednak tam dojechali, okazało się, że to miejsce może było ustronne, ale bynajmniej nie bezludne. Ludzie bowiem widzieli, jak Jezus z uczniami wsiadł do łodzi, pobiegli więc brzegiem wzdłuż jeziora i dotarli tam jeszcze przed łodzią.
Kiedy Jezus wysiadł, zobaczył przed sobą wielki tłum. Ale Jezus nie dostrzegał w nim jedynie intruzów, którzy pokrzyżowali Mu plany, lecz zobaczył ludzi w potrzebie. Wiedział, że ci ludzie musieli iść na piechotę 15 km (Barclay, 141), aby się z Nim spotkać, aby Jego słuchać. Widział, ile mają pytań, jak bardzo brakuje im orientacji – i ulitował się nad nimi, stał się dla nich dobrym pasterzem.
Jezus zobaczył potrzebę tych ludzi i nie odwracał wzroku, bo to, co widział, mu nie pasowało, bo miał inne plany. Jak my reagujemy, kiedy potrzeby drugiego człowieka pokrzyżują nasze plany?
Potrzeba ludzi nakłoniła Jezusa do zmiany planu, ale zauważmy, że mimo wszystko zapewnia On uczniom przerwę, chociaż ta wygląda inaczej, niż oni to sobie wyobrażali. Oni chcieli Jezusa tylko dla siebie, teraz muszą się Nim dzielić z innymi. Chcieli Mu opowiadać, teraz są zaproszeni, aby razem ze wszystkimi Go słuchać. Ale mogli odpocząć, wyciszyć się, słuchać Słowa Bożego i w ten sposób zbierać siły.
Ten tłum ludzi przyszedł do Jezusa nie z powodu fizycznego głodu, nie prosili o chleb. Oni przyszli, aby słuchać Jezusa, byli głodni Jego nauki. Chłonęli każde Jego słowo i nie zauważyli, jak mijał czas.
Jednak uczniowie swoimi myślami wybiegli już dalej: Robi się późno, a my jesteśmy na pustkowiu. Czuli się współ­odpowiedzialni, dlatego poszli do Jezusa i zwrócili Mu na to uwagę. Mieli też pomysł, jak rozwiązać problem: „Odpraw ich, aby poszli do okolicznych osad i wiosek i kupili sobie coś do zjedzenia” (6,36). Postępowali jak w powiedzeniu: „Jeśli każdy myśli tylko o sobie, to przecież o wszystkich się myśli i nikt nie jest zapomniany.”
Jednak Jezus decyduje inaczej: „Dajcie wy im jeść!” (6,37) Jezus troszczy się o pokarm dla ducha i ciała, nie oddziela jednego od drugiego, jakby ciało było mniej ważne.
Reakcja uczniów, ich pytanie, czy mają iść kupić chleb, brzmi, jakby powiedzieli: „Chyba żartujesz, Panie?!” Nigdy by nie mieli dość pieniędzy na taki zakup. Lecz nie o to Jezusowi chodziło. Uczniowie widzą brak, Jezus natomiast widzi to, co jest. „Ile macie chlebów? Idźcie i zobaczcie.” (6,38) Uczniowie nawet nie wiedzieli, ile mają, tylko od razu twierdzili, że to i tak za mało.
Dajcie wy im jeść! Te słowa są skierowane również do nas, współczesnych uczennic i uczniów Jezusa. Mimo postępującej znieczulicy jest wciąż dużo ludzi, którzy postrzegają cierpienia innych – i chcą, aby ktoś im pomógł: rząd, światowe organizacje, czy Bóg, bo to przecież On stworzył ten świat, więc musi się teraz nim opiekować.
Jest taka anegdota o bardzo bogatym człowieku, który codziennie modlił się, aby Bóg wybawił ubogich z nędzy. Wiedząc o tym, pewien mnich wysłał mu następującą wiadomość: „Bardzo chciałbym mieć do dyspozycji wszystkie twoje pieniądze.” Zdumiony bogacz pytał, co mnich chciałby z nimi uczynić. A ten odpowiedział: „Spełniłbym natychmiast to, o co się modlisz.” (wg „Humor ojców pustyni”)
Może my nie siedzimy na górze pieniędzy, jak ten bogacz, ale na pewno mamy coś, czym możemy się dzielić. Nie mówmy od razu: „Mam i tak za mało, więc lepiej w ogóle nie zaczynać.”
W prasie czytałam ostatnio historię pewnej Włoszki, zamieszkującej na wyspie Lampeduza. Na tej malutkiej wyspie znajduje się ośrodek dla uchodźców przeznaczony dla ośmiuset osób. Po rewolcie w Tunezji przybyło jednak kilka tysięcy nowych uciekinierów. Wobec tej sytuacji Annalisa wzięła swoje największe garnki, ugotowała kilka kilogramów makaronu i kuskusu, przyniosła wszystko na centralny plac obozu i zaczęła częstować uchodźców. Była świadoma, że to jest śmiesznie mało, jednak zrobiła to z potrzeby serca. Nie zastanawiała się, która organizacja jest odpowiedzialna, nie czekała, aż rząd znajdzie rozwiązanie polityczne – po prostu wzięła, co miała, i poszła się dzielić.
Mówiąc: „Dajcie wy im jeść!”, Jezus nie pozwala, abyśmy przerzucali odpowiedzialność na kogoś innego. Ziemia, którą Bóg stworzył, wydaje dość plonów, mogłoby starczyć dla wszystkich. Lecz dobra tego świata są nierówno dzielone. Kiedy dzielimy się tym, co mamy, nie zmienia to od razu światowego porządku gospodarczego na bardziej sprawiedliwy, lecz to nie powód, by siedzieć z założonymi rękami.
Jezus nakazał posadzić ludzi grupami. Teraz także dla siebie nawzajem nie byli już bezimiennym, anonimowym tłumem, lecz mogli patrzeć sobie w twarz, poznać sąsiada, stać się społecznością stołu. Jezus zaś – jak czyni to ojciec w każdej żydowskiej rodzinie przed posiłkiem – zmawiał modlitwę dziękczynną nad darami. Potem łamał chleby i dawał uczniom, aby ci rozdali je ludziom, i owe dwie ryby rozdzilił między wszystkich. Po prostu zaczął dzielić, to co było – i starczyło dla wszystkich.
Podobnie czyniła wdowa z Sarepty: Wierząc w obietnicę Boga Izraela, oddała swoją ostatnią żywność obcemu prorokowi. Potem dopiero doświadczyła, że starczy też dla niej i jej rodziny.
W obu historiach nie czekano, aż zbierze się wystarczająca ilość darów. Nie – najpierw się dzielono, potem w cudowny sposób wszyscy się najedli. Po posiłku zebrano nawet dwanaście koszów okruszyn. Wzmianka o tym na końcu historii z Ewangelii wskazuje po pierwsze na obfitość posiłku, po drugie na szacunek dla darów: zadbano, aby nic się nie marnowało.
Ile macie chlebów? Jezus zachęca i nas, abyśmy patrzyli na nasze dary, talenty, a nie na braki. Może nam się wydaje, że to, co mamy, to tylko kropla w morzu potrzeb. Być może, ale ta kropla jest ważna. Jezus nią nie gardzi. Oddajmy Mu do dyspozycji tę kroplę naszych możliwości, aby On ją błogosławił. Nie bójmy się, że zadanie nas przerasta, tylko ufajmy w Bożą moc. Babcia napisała mi w Biblii taką dedykację: „Nie proś o zadanie, które odpowiada twojej sile, a tylko proś o siłę, która odpowiada twojemu zadaniu. Wówczas nie będziesz czynił cudów, lecz sama będziesz cudem.”
Nie musimy rozwiązywać wszystkich problemów tego świata na raz. Tak jak i Annalisa swoim działaniem nie rozwiązała raz na zawsze problemu uchodźstwa, ale stała się przykładem dla jednych i znakiem nadziei dla drugich.
Mamy dużo chlebów! Doceńmy ich wartość i podzielmy się nimi.
A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, strzec będzie myśli i serc naszych w Jezusie Chrystusie, Panu naszym. Amen.